Pierwsze dwa tygodnie września spędziłam w podróży, ale nie miałam czasu pisać, tak jak to było w czasie majowo-czerwcowej wędrówki. W czwartek lecę do Palermo i myślę, że tam wreszcie będę miała czas na pisanie.
Tym razem droga do Włoch prowadziła przez Alzację i wysokie Alpy.
Strasburg. Byłam tam po raz pierwszy, a wybierałam się już kilkakrotnie, dwa razy miałam nawet zarezerwowane hotele. Ale dopiero tym razem się udało.
Najpierw Niemcy - urocze miasteczko Gosweinstein w Górnej Frankonii, która jest częścią Bawarii. Nie przypuszczałam, że będzie aż tak ładnie. Zarówno w górzystej okolicy jak i w samym miasteczku. Jest tam zamek górujący nad domami i piękna wielka bazylika, stare śliczne domy, malownicze uliczki. Oczywiście było dobre piwo i wielki wiener schnitzel. Pyszności. A pensjonat Zweck, w którym mieszkałyśmy, też był w starym stylu, łoże miało baldachim a wszędzie stały i wisiały starocie. Nawet kuchnia węglowa ozdabiała jakiś kąt. Urocze miejsce. W drodze do Strasburga akurat odpowiednia odległość.
Następnego dnia już koło 13:00 zakwaterowałyśmy się w hotelu Comfort w Strasburgu. Świetne położenie, można pieszo w pół godziny dojść na stare miasto. I na dodatek idzie się wśród zieleni, nad rzeką. Hotel skromny, z dobrą restauracją, mogę go każdemu polecić.
Upał panował okrutny - 35 st C więc nie zdecydowałyśmy się na opłynięcie miasta stateczkiem. Gdy z mostu ujrzałam ledwo dyszących w słońcu pasażerów, to wybrałyśmy własne nogi i cienistą stronę ulicy. Jedyne chłodne miejsca to były wnętrza kościołów. W każdym z nich zachwycały witraże. Do wieczora przemierzałyśmy strasburskie ulice i place. Warto obejrzeć to piękne miasto. Nie będę opisywać, lepiej pokażą to zdjęcia. Trybunał jest w remoncie, gdy tam dotarłyśmy zobaczyłyśmy głównie rusztowania i wyglądającą sponad nich Temidę.
Następnego dnia ruszyłyśmy drogą wina w stronę Colmaru. Miałam zlecenie na zakup białego wina w kantynie Wolfberger. Jest ich kilka w tej okolicy. Wybrałam Ribeauville, ponieważ jest tam również wytwórnia czekolady Daniel Stoffel, w której też miałam zrobić zakupy. Nie znam alzackich win, więc dla siebie wybrałam trochę na ślepo - Pinot Noir la Louve (już sprawdziłam że to dobry wybór). A na spróbowanie Pinot Noir Vin Biologique. Wypiłyśmy je wieczorem pod francuskie sery. Dawno nie piłam czegoś tak dobrego. Więc rano pojechałyśmy do Wolfbergera w Colmarze i kupiłyśmy po kartonie. Żałuję, że tylko tyle, bo rzadko które wino pije się tak gładko. Pewno za rok znowu będę jechała do Włoch przez Alzację...
Kantyna Wolfberger |
Wytwórnia czekolady Daniel Stoffel |
Colmar, też w 35 stopniowym upale. Piękna starówka, aparat mi się grzał od robienia zdjęć. Każdy dom wart uwiecznienia. Wszędzie bociany, które są symbolem Alzacji. La Petite Venice z kanałami, pełno kwiatów i kolorów. Bardzo to malownicze. Tu też miałyśmy dobre miejsce na nocleg - Ibis Budget na rue Stanislas. Pięć minut spacerkiem do starego miasta. Przeszłyśmy prawie każdą uliczkę, ale warto byłoby pojechać jeszcze raz.
Cudo ! :-)
OdpowiedzUsuń