Wjazd na Passo dello Stelvio, po raz trzeci |
Moja
fascynacja przełęczami zaczęła się od Passo dello Stelvio. Gdy
jechałam przez nią po raz pierwszy pogoda była ładna, więc
zauroczyły mnie te widoki.
W atlasie Alp jest spis przełęczy z
podaniem wysokości, stromości podjazdu, okresu kiedy jest
przejezdna, informacją czy przejazd jest płatny. Niektóre można
przejechać tunelem lub pociągiem (Furka i Simplon w Szwajcarii,
Tauern w Austrii). Bardzo bym chciała przejechać się takim
pociągiem. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie to upiornie
drogie. W przyszłym roku pasowałoby mi przejechać przez Tauern.
Przejazd tunelem a w zasadzie dwoma (Katschberg i Tauern) na
autostradzie A10 kosztuje 10 euro. W sumie 18 € , bo pewno trzeba
mieć też winietę, co najmniej za 8 €.
Przed
laty jechałam w Szwajcarii, w drodze z Zurychu do Lugano, tunelem St.Gothard,
prowadzącym pod przełęczą o tej samej nazwie. Ma 16,9 km i był
wtedy najdłuższy w Europie. Teraz w dalszym ciągu jest najdłuższy
w Alpach, tunel pod Mont Blanc ma tylko 11,5 km a Frejus 12,9 km. Natomiast
najdłuższy tunel drogowy nie tylko w Europie, ale i na świecie, to
ukończony w 2000 r norweski Jaerdal liczący sobie 24,5 km. Tunele
kolejowe bywają znacznie dłuższe (Lotschberg w Szwajcarii – 34,6
km). Zeszłam do podziemi. Na pewno dzięki tunelom jedzie się
przez góry szybciej, ale największą frajdą jest jechać po
wierzchu i widzieć to całe piękno. Oglądanie widoków nie kłóci
mi się z prowadzeniem samochodu, często tylko ubolewam, że nie
mogę zrobić najlepszego zdjęcia, bo wąsko i nie mogę się
zatrzymać, ponieważ ktoś za mną jedzie i się wkurza, że nie pędzę.
Jeżeli
w górach ktoś jedzie mi na ogonie, to przy najbliższym poszerzeniu jezdni
zjeżdżam na bok i puszczam go przodem. Najczęściej jest to miejscowy. Nie wie
co traci tak się spiesząc. Ale rozumiem, że ma to na co dzień, więc w zasadzie nie
dostrzega. Jak powietrze.
Ostatni
dzień na przełęczach podczas mojego wrześniowego wyjazdu był
mniej udany ze względu na deszczową pogodę. Jeszcze dzień
wcześniej świeciło piękne słońce, więc mogłam podziwiać w całej
krasie Pale San Martino w pobliżu San Martino di Castrozza.
Widziałam je tylko z drogi, bo nie było czasu, żeby zapuszczać
się gdzieś na boki, ale i tak widoki były piękne.
Pale di San Martino |
San Martino di Castrozza |
Samo
San Martino di Castrozza też warte uwagi, krótkiego nawet spaceru.
Musi być tam fajnie w śniegu. Wjazd na Passo Rolle niezbyt męczący,
malownicze serpentyny. To tylko 1984 m npm. Niebo ozdobiły chmury,
ale ciągle było słonecznie, choć na przełęczy temperatura
spadła do 10 stopni.
Wjazd na Passo Rolle |
Po
drodze zajrzałam do Predazzo. Nie wiem dlaczego wyobrażałam sobie
,że jest większe. Straszna dziura a obok dwie skocznie, na których
brylował nasz Stoch. Zatrzymałam się na placyku, niedaleko kościoła, wyjrzałam za róg i doszłam do wniosku, że to jeszcze nie centro. Wsiadłam więc z powrotem do samochodu i pojechałam dalej ulicą wyglądająca na główną. Niedługo miasteczko się skończyło. Jednak ten plac i kościół to było centrum.
Predazzo |
Jeszcze w
słońcu pochodziłam po Moenie. To niezwykle urokliwe
miasteczko, żałowałam, że nie w nim zatrzymam się na nocleg. Tu Val di Fiemme przechodzi w Val di Fassa. Przez przełęcz San Pellegrino można pojechać w kierunku Belluno i Wenecji. Miejscowość niewielka, strome uliczki, urocze kolorowe domy, mnóstwo kwiatów, rzeka Avissio wartko płynąca po kamieniach. Moena jest oficjalnie zwana Perłą Dolomitów, jest jedną z 24 Alpine Pearls - najładniejszych górskich miast Europy. Mam nadzieję, że uda mi się tu wrócić, tym bardziej, że nie kupiłam Puzzone di Moena, słynnego miejscowego sera.
Moena
|
Ale
hotele w Moenie są droższe, więc wybrałam pobliskie Pozzo di
Fassa. Też niebrzydkie, ale zaskoczyło mnie to, że znalazłam tam
tylko 2 restauracje, które na dodatek nie miały w menu nic co chciałabym
zjeść. Jeszcze w takiej sytuacji we Włoszech się nie znalazłam.
Kupiłam więc w sklepie parę plasterków miejscowego specku, jakieś
pieczywo i pochłonęłam patrząc przez okno na góry w zachodzącym
słońcu. Tutejszy speck nie ma sobie równych, krojony w prawie
przejrzyste plasterki smakuje wybornie. Ten który dojrzewa długo
jest dość twardy, więc lepiej kupować fachowo pokrojony, bo zbyt
grube plastry nie dadzą się pogryźć.
W
tym rejonie są również świetne sery. Wybrałam się w
poszukiwaniu wyrobów Luch da Pcei z San Cassiano. Niestety było
już po sezonie, więc nie udało się nic kupić. Na pociechę
w drodze powrotnej kupiłam trochę serów w mleczarni Mila na obrzeżach Bolzano przy
wjeździe SS 12 od północy. Są naprawdę świetne, szczególnie
wart uwagi jest Ortles. Pakują sotto vuoto czyli próżniowo, więc
nie ma problemu z dowiezieniem do kraju, gdzie czekają moje serowe
łasuchy.
Gdy
następnego dnia ruszyłam w stronę Passo Pordoi (2239 m npm)
jeszcze przebłyskiwało słońce. Ale gdy wyjrzałam na drugą
stronę przełęczy, spod baru do którego wstąpiłam na kawę, to
zobaczyłam wielką chmurę leżącą na ziemi. Serpentyny drogi
niknęły w niej.
Droga w chmurę - Passo Pordoi |
Bez
specjalnych więc widoków sturlałam się do Arabby, a stamtąd
krętą, niezbyt uczęszczaną drogą, przez Passo di Campolongo (1875
m npm) dotarłam do Corvara in Badia gdzie spadły pierwsze krople
deszczu. I potem już było tylko gorzej. Chmury siadły na górach,
zrobiło się ponuro kiedy jechałam na Passo Gardena (2121 m npm).
Pomimo to Dolomity sprawiały ogromne wrażenie. Będę musiała
przejechać tę drogę jeszcze raz w słońcu.
Zjazd z przełęczy Gardena |
Po
drodze trafiłam na słodki obrazek - wewnątrz serpentyny (tej na
zdjęciu) odpoczywało stado krów powoli przeżuwając alpejską
trawę. Jedna z nich smacznie spała z łbem ułożonym na udzie
sąsiadki.
Chciałam
pospacerować jeszcze po dwóch miasteczkach – Selva di Val Gardena
i Santa Cristina Valgardena. Niestety deszcz padał coraz
bardziej, więc mogłam tylko
trochę pokrążyć samochodem i popatrzeć przez zalane wodą szyby.
Warto tu wrócić w lepszą pogodę, żeby spokojnie pochodzić
malowniczymi uliczkami.
Myślałam,
że dzień skończę w strugach deszczu, jednak nie przejechałam
chyba więcej niż 30 km a deszcz ustąpił słońcu – w Bolzano
było już 27 stopni, podczas gdy na Gardenie około 11.
Moje ukochane rejony, piękne widoki, wspaniałe kulinarne specjały, spokój...
OdpowiedzUsuń