Ulubionym słowem Austriaków jest maut. Jak widzisz to słowo, to znaczy że zaraz zapłacisz. Każdy bardziej atrakcyjny odcinek alpejskiej drogi, wiele przełęczy jest płatne. Rozwinęli to do perfekcji. Jest niewiele możliwości dotarcia do Włoch bez zapłacenia jakiegoś maut.
Opuszczając rano Zillertal postanowiłam dojechać do końca doliny, do jeziora o nazwie niemożliwej do wypowiedzenia bez długiego treningu - Schlegeis Stausee. Rzeka Bach, dopływ Ziller, została przegrodzona ogromną tamą (725 m długości), powstało malownicze jezioro otoczone szczytami przekraczającymi 3 tys m. Samo jezioro położone jest na wysokości prawie 1800 m. Dzisiaj rano było tam mnóstwo świeżego śniegu i zaledwie 5 st. ciepła.
Gdy trasa stawała się coraz ładniejsza, kręta i węższa zobaczyłam tablicę, że aby wjechać na Schlegeis Alpenstrasse muszę zapłacić maut - 12 euro. Zapłaciłam. Za 13,3 km pięknej drogi, kamiennych wąskich tuneli, wśród imponujących lasów i ośnieżonych szczytów. 90 eurocentów za kilometr. Dreszcz mi przechodził po plecach jak wjeżdżałam do tunelu niewiele szerszego od samochodu. Zastanawiałam się kto powinien się wycofać - czy ten co jedzie z góry, czy ten jadący pod górę. Na szczęście nie musiałam tego sprawdzać.
Mały fotoreportaż. Niestety słońce było deficytowe, dlatego zdjęcia trochę ciemne.
Na Brennero, wczesnym popołudniem wypiłam pierwsze prawdziwie włoskie espresso. W Bolzano kupiłam buty i dotarłam do Vattaro, do Romany, akurat na kolację. Pochłonęłam ponadnormatywną porcję spaghetti a la carbonara (Romana robi najlepszą carbonarę), do tego michę pysznej sałaty i popiłam karafką wina szwagra. Nareszcie czuję się jak we Włoszech. Przegadałyśmy prawie 4 godziny. Jutro rajd po moich ulubionych kantynach. I Sorelle Ramonda, tylko popatrzeć, bo przecież nie potrzebuję żadnych ciuchów...
Na Brennero, wczesnym popołudniem wypiłam pierwsze prawdziwie włoskie espresso. W Bolzano kupiłam buty i dotarłam do Vattaro, do Romany, akurat na kolację. Pochłonęłam ponadnormatywną porcję spaghetti a la carbonara (Romana robi najlepszą carbonarę), do tego michę pysznej sałaty i popiłam karafką wina szwagra. Nareszcie czuję się jak we Włoszech. Przegadałyśmy prawie 4 godziny. Jutro rajd po moich ulubionych kantynach. I Sorelle Ramonda, tylko popatrzeć, bo przecież nie potrzebuję żadnych ciuchów...
Bajkowo tam jest 😊.
OdpowiedzUsuń