niedziela, 24 maja 2015

Italia coraz bliżej, Bawaria, do Zillertal

Wczoraj wyruszyłam w moją najważniejszą co roku podróż - 3 tygodnie, aż do Palermo. Ostatni miesiąc był straszny, ale udało się wszystko zorganizować i w sobotę rano odpaliłam moją czerwoną rakietę do startu na Południe.
Pierwsza niespodzianka czekała wieczorem, gdy około 20:00 dotarłam do Penzion Na Gruntu w pobliżu Franciszkowych Łaźni. Nocowałam tam we wrześniu ubiegłego roku, było bardzo fajnie. Tanio, absolutny spokój, dobre jedzenie i piwo, więc zarezerwowałam ponownie. Obsługujące gości panienki w ludowych strojach  wyraziły zdziwienie na mój widok. Oznajmiły, że myślały iż nie przyjadę i wynajęły komu innemu mój pokój. Ciekawostka. Zarezerwowałam pokój przez booking.com i powinien czekać na mnie całą noc. Nawet mnie to nie zdenerwowało, tym bardziej, że po czesku to wszystko zabawniej brzmi. Powiedziały, że zaraz mnie doprowadzą do innego pensjonatu. Zjadłam jeszcze dobrego pstrąga, popiłam piwem Gambrinus i jedna z nich pojechała przede mną. Jechałyśmy bardzo malowniczo przez pola, wzgórza, jeziorka aż do wsi Liba z pięknym zamkiem na górce.

Restaurant-Pension Liebenstein okazał się bardzo wygodny i sympatyczny. Przemiły właściciel, pyszne śniadanie i prosta droga do trasy nr 6, która miała mnie doprowadzić do autostrady A9 i do Norymbergi. Na pewno tu wrócę.
Norymberga mnie rozczarowała. Może dlatego, że z braku słońca robiła ponure wrażenie. Pomimo, że ulice żyły - śpiewano, grano co kilka kroków, był targ włoskich specjałów, dużo  turystów, bo to niedziela i Zielone Świątki. 



Zjadłam włoskie lody i wypiłam włoskie espresso u Włochów, co było bardzo przyjemnym akcentem. Chyba też miałam za mało czasu, bo czekała mnie droga do Zillertal (niedaleko Innsbrucka). Na dodatek wyładowała się bateria w aparacie, a zapasowa została w samochodzie, choć powinna być od początku w plecaku. Ale w sumie dobrze, że tak się stało, bo gdy tylko odjechałam kawałek lunął deszcz. Świata nie było widać. A powinnam mieć dzisiaj szczęście, bo na głównym deptaku Norymbergi wdepnęłam w psie gówno. Nie do pomyślenia, w czyściutkim niemieckim mieście taka pułapka!
Z trudem wydostałam się z Altstadt, bo oznakowanie jak na Niemcy nie należało do najlepszych. Potem autostradą A9 do Monachium, obwodnicą na A8 w stronę Salzburga i zaraz niedaleko, na zjeździe 97 - Holzkirchen, zwykłą drogą w stronę Austrii. Piękna droga, biegnąca najpierw nad Tegernsee a później do Achenpass na granicy austriackiej - jest to jeden z odcinków widokowej Deutsche Alpen Strasse biegnącej przez całe południowe Niemcy. 



Co chwila coś pięknego, chciałam więc uwiecznić to na zdjęciu, jednak nie było stosownych miejsc do zatrzymania się, a ruch ze względu na święto był nasilony, więc fotek nie będzie zbyt dużo. Za każdym razem ta część Bawarii wprawia mnie w zachwyt. Już coraz mniej nowych dróg do poznania... Tą jechałam po raz pierwszy i zapewne wrócę, bo to świetny skrót do Innsbrucka.
Już na terenie Austrii następne piękne duże jezioro Achensee, a za nim serpentyny schodzące ostro w dół, na poziom rzeki Inn. Piękna droga.


Od dawna chciałam obejrzeć Zillertal, ale zawsze brakowało czasu. Do doliny wjeżdża się z jednej strony i droga kończy się w górach, trzeba wrócić spowrotem, żeby pojechać w stronę Innsbrucka. Więc podwójna droga. Mieszkałam w ładnym pensjonacie - Haus Oblasser w Finkenbergu, niedaleko Mayrhofen, około 30 km w głąb doliny. 
Haus Oblasser

Za 13 km droga się kończy nad jeziorem u stóp ośnieżonych gór. Przez okno widzę kwitnący bez i białe od śniegu szczyty. Zapewne zimą jest tu raj dla narciarzy. Teraz raczej spokój. Same pensjonaty i hotele. Szkoda, że pogoda pochmurna, chmury leżą na górach.

Jutro wczesnym popołudniem powinnam przejechać Brennero. Nareszcie Italia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz