wtorek, 22 stycznia 2019

Znowu na Campo Imperatore, Fonte Vetica


Fonte Vetica - miejsce na Campo Imperatore gdzie sto lat temu październikowa lawina zasypała kilkutysięczne stado owiec i pasterza z dwoma synkami. Matka umarła z rozpaczy. Na miejscu tej tragedii powstał pomnik przedstawiający pasterza z dziećmi i jego żonę. Upamiętnić ma on również wszystkich innych którzy znaleźli śmierć w tych górach. Przejmujący obraz - w bezkresie Campo białe marmurowe figury z wyciągniętymi w geście rozpaczy rękami. Odnalazłam je. Już po tym jak wandale poobtrącali kawałki figur, właśnie ręce.
Monumento znajduje się w pobliżu rifugio Fonte Vetica i ristoro Mucciante, gdzie turyści odpoczywają przy drewnianych stołach i grillu. Wielu z nich zapewne nawet nie wie co się w pobliżu wydarzyło sto lat temu.
  


Campo Imperatore jest jednym z moich najulubieńszych miejsc w Italii. Byłam tam już kilka razy i za każdym razem mnie zachwyca. Przy każdej pogodzie, choć oczywiście najpiękniejsze jest w słońcu.  W ubiegłym roku byłam na Campo pod koniec czerwca, więc zastałam je bardzo ukwiecone i śnieg nie leżał już przy drodze.Rok wcześniej było słonecznie, więc widoczność doskonała. Tym razem niebo przysłaniało dużo chmur, więc Gran Sasso w zasadzie nie było widać. W pewnym momencie trafiłyśmy na chmurę, która dosłownie czołgała się po ziemi zakrywając wszystko. Niesamowite wrażenie. Stałyśmy żeby popatrzeć jak krajobraz znika w gęstej białej mgle. A potem w nogi, bo trudno byłoby jechać w tej chmurze. 












Późną wiosną Campo pokrywają kolorowe kobierce. Wszystko kwitnie, czasami tuż obok śniegu. Ostatnio trafiałam tam na pola rumianów i maków. Szata roślinna jest niezwykle bogata. Po śnieżnej zimie wszystkie rośliny rwą się do słońca. Piękne są różnokolorowe dzikie storczyki.








Pojadę tam zapewne kolejny raz. Teraz po to żeby pojeździć drogami bez asfaltu. Ostatnim razem, przez pomyłkę, też skręciłam w taką drogę, wąziutką, między krzakami. Gdy zorientowałam się, że jadę w odwrotnym kierunku, nie było już gdzie zawrócić. Musiałam kilkaset metrów cofać. Gdyby nie kamera to byłoby trudno. I tak samochód ma podrapane boki. Podobno lakiery teraz są wodne więc mniej twarde. Dlatego następnym razem trzeba mieć ze sobą sekator i w w razie konieczności przycinać krzaki.
Więcej na Campo jest zwierząt, coraz liczniejsze stada krów i owiec a nawet sporo koni. Powoli przestaje być to miejsce pustkowiem, cudownym pustkowiem. Gdy byłam tutaj po raz pierwszy kilkanaście lat temu, nie spotkałam nikogo pokonując dziesiątki kilometrów. Teraz było mnóstwo samochodów i jeszcze więcej motorów. Korków jeszcze nie ma, ale zawsze w zasięgu wzroku samochód czy motor.





Na Campo można też pojeździć na nartach. Na samym końcu drogi, tam gdzie obserwatorium astronomiczne i hotel Campo Imperatore (w którym przez kilka dni więziono Mussoliniego) znajduje się wyciąg narciarski. Jeszcze na początku czerwca utrzymuje się tutaj śnieg. Hotel jest chyba ciągle nieczynny, ale obok znajduje się ostello Lo Zio. Dość drogie, ale gdyby ktoś koniecznie chciał tutaj przenocować...


Najbardziej lubię wjeżdżać do Parco Nazionale del Gran Sasso e Monti della Laga (taka jest oficjalna nazwa Campo) od strony Santo Stefano di Sessanio. Ale przyjeżdżałam chyba już każdą drogą... Nie polecam drogi SP37 od Castelli , objeżdżającej Gran Sasso od strony Adriatyku. Jest tam pięknie, ale  gdy jechałam tamtędy w maju 2016 roku, nie mogłam przyspieszyć powyżej 30 km /godz, bo jezdnia składała się z samych dziur. W tym roku będę jechała na Campo z Montedinove, z Marche, więc może przejadę tą drogą, żeby sprawdzić czy coś się poprawiło. Tym bardziej, że samochód mam terenowy. Mój suvik przejedzie po każdych wertepach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz