niedziela, 11 października 2015

Alzacja - Strasburg i Colmar wśród winnic

Pierwsze dwa tygodnie września spędziłam w podróży, ale nie miałam czasu pisać, tak jak to było w czasie majowo-czerwcowej wędrówki. W czwartek lecę do Palermo i myślę, że tam wreszcie będę miała czas na pisanie.
Tym razem droga do Włoch prowadziła przez Alzację i wysokie Alpy.
Strasburg. Byłam tam po raz pierwszy, a wybierałam się już kilkakrotnie, dwa razy miałam nawet zarezerwowane hotele. Ale dopiero tym razem się udało. 
Najpierw Niemcy - urocze miasteczko Gosweinstein w Górnej Frankonii, która jest częścią Bawarii. Nie przypuszczałam, że będzie aż tak ładnie. Zarówno w górzystej okolicy jak i w samym miasteczku. Jest tam zamek górujący nad domami i piękna wielka bazylika, stare śliczne domy, malownicze uliczki. Oczywiście było dobre piwo i wielki wiener schnitzel. Pyszności. A pensjonat Zweck, w którym mieszkałyśmy, też był w starym stylu, łoże miało baldachim a wszędzie stały i wisiały starocie. Nawet kuchnia węglowa ozdabiała jakiś kąt. Urocze miejsce. W drodze do Strasburga akurat odpowiednia odległość. 
Następnego dnia już koło 13:00 zakwaterowałyśmy się w hotelu Comfort w Strasburgu. Świetne położenie, można pieszo w pół godziny dojść na stare miasto. I na dodatek idzie się wśród zieleni, nad rzeką. Hotel skromny, z dobrą restauracją, mogę go każdemu polecić.
Upał panował okrutny - 35 st C więc nie zdecydowałyśmy się na opłynięcie miasta stateczkiem. Gdy z mostu ujrzałam ledwo dyszących w słońcu pasażerów, to wybrałyśmy własne nogi i cienistą stronę ulicy. Jedyne chłodne miejsca to były wnętrza kościołów. W każdym z nich zachwycały witraże. Do wieczora przemierzałyśmy strasburskie ulice i place. Warto obejrzeć to piękne miasto. Nie będę opisywać, lepiej pokażą to zdjęcia. Trybunał jest w remoncie, gdy tam dotarłyśmy zobaczyłyśmy głównie rusztowania i wyglądającą sponad nich Temidę.


Woda i kwiaty to ozdoba Strasburga

 


          
Następnego dnia ruszyłyśmy drogą wina w stronę Colmaru. Miałam zlecenie na zakup białego wina w kantynie Wolfberger. Jest ich kilka w tej okolicy. Wybrałam Ribeauville, ponieważ jest tam również wytwórnia czekolady Daniel Stoffel, w której też miałam zrobić zakupy. Nie znam alzackich win, więc dla siebie wybrałam trochę na ślepo - Pinot Noir la Louve (już sprawdziłam że to dobry wybór). A na spróbowanie Pinot Noir Vin Biologique. Wypiłyśmy je wieczorem pod francuskie sery. Dawno nie piłam czegoś tak dobrego. Więc rano pojechałyśmy do Wolfbergera w Colmarze i kupiłyśmy po kartonie. Żałuję, że tylko tyle, bo rzadko które wino pije się tak gładko. Pewno za rok znowu będę jechała do Włoch przez Alzację...
Kantyna Wolfberger
Wytwórnia czekolady Daniel Stoffel
Colmar, też w 35 stopniowym upale. Piękna starówka, aparat mi się grzał od robienia zdjęć. Każdy dom wart uwiecznienia. Wszędzie bociany, które są symbolem Alzacji. La Petite Venice z kanałami, pełno kwiatów i kolorów. Bardzo to malownicze. Tu też miałyśmy dobre miejsce na nocleg - Ibis Budget na rue Stanislas. Pięć minut spacerkiem do starego miasta. Przeszłyśmy prawie każdą uliczkę, ale warto byłoby pojechać jeszcze raz.
                 

                                                                                   

                                                                               

 


1 komentarz: